Grafika Dominiki Muszyńskiej i Camille Dubno, artykuł autorstwa Natalii Włodek
Czy może być coś lepszego od tygodniowych wakacji w luksusowym hotelu z pełnym wyżywieniem i wszystkim, czego możesz chcieć? Na pierwszy rzut oka – nie. A jednak z roku na rok coraz więcej osób wybiera podróże pełne wyzwań i spontaniczności, zwane backpackingiem.
To nic innego jak czynne przemieszczanie się z miejsca na miejsce z niewielkim bagażem i według mnie najdziwniejsza i najlepsza przygoda, jaką ktokolwiek może przeżyć. Pozwala zboczyć z utartych ścieżek, ominąć tłumy i odkryć nieskomercjalizowane jeszcze miejsca. Jest przede wszystkim tańszą alternatywą dla popularnych wakacji all inclusive, które słyną z wygodnych hoteli i prób zobaczenia najszybciej jak najwięcej. Celem oferty all inclusive nie jest eksploracja ani docenienie kultury. Ten model zwykle nie jest opłacalny dla lokalnych biznesów oraz społeczności. Prowadzi on często do odpływu przychodów z turystyki z krajów przyjmujących, zwłaszcza jeśli hotele należą do zagranicznych inwestorów. Oferując własne bary i restauracje, i zapewniając wszystko co potrzebne, resorty mogą odciągać turystów od lokalnych przedsiębiorstw, ograniczając interakcje między mieszkańcami a przyjezdnymi.
Backpacking jest zwykle wolniejszy. To okazja do nawiązania lokalnych znajomości, uczestnictwa w wydarzeniach kulturowych i nowych doświadczeń. Brak sztywnego harmonogramu daje przestrzeń do spontaniczności i poczucia wolności. Z łatwością można zrezygnować z planu, by spędzić dodatkowy dzień w malowniczej wiosce, którą przypadkiem odkryliśmy po drodze. Kto wie – może to właśnie tam jeden z mieszkańców wskaże nam ukryty wodospad lub zaprosi na lokalne święto? Korzystanie z usług lokalnych przewodników zalicza się przy okazji do odpowiedzialnego podróżowania, które w dłuższej perspektywie prowadzi do maksymalizowania korzyści z turystyki, minimalizując jednocześnie jej negatywne konsekwencje. Świadomy styl podróżowania przynosi korzyści lokalnym społecznościom i przedsiębiorstwom. W szczególności, jeśli pod uwagę weźmiemy kraje, w których występuje wysoki poziom nierówności społecznych i ubóstwa. Niewielkie hotele, mniej popularne restauracje i miejscowe markety, niemające umów z międzynarodowymi biurami podróży, korzystają z napływu turystów, którzy szukają jedynych w swoim rodzaju doświadczeń. Gwarantuje to bardziej sprawiedliwy podział korzyści finansowych i napędza rozwój lokalnych gospodarek.
Z drugiej strony wzmożona aktywność turystyczna prowadzi do niszczenia siedlisk i zanieczyszczania środowiska, dlatego tym istotniejsze jest korzystanie z lokalnego transportu, który w większości przypadków jest świetnie rozwinięty. Z plecakiem na plecach i wolnymi dłońmi łatwiej poruszać się po zatłoczonych lotniskach i przemieszczać między odległymi miejscami. To nie tylko oszczędność czasu, ale też sposób na zminimalizowanie stresu, który często towarzyszy podróżom. Jeśli jednak w danym kraju istnieje problem z np. zdobyciem informacji na temat rozkładów jazdy (w mniej popularnych miasteczkach Tajlandii niektóre linie nie posiadają oficjalnych grafików), to jest to kolejny powód do wyjścia ze strefy komfortu i nawiązania kontaktu z lokalnymi mieszkańcami!
We współczesnej kulturze konsumpcyjnej wiele z nas posiada więcej niż naprawdę potrzebuje. Ale podróżowanie z plecakiem zmusza do pakowania tylko rzeczy naprawdę potrzebnych i funkcjonowania przy ich pomocy przez dni, tygodnie, a nawet miesiące. Z doświadczenia wiem, że jest to bardzo trudne i nawet męczące. Połączenie takiego minimalistycznego trybu życia z podróżowaniem do krajów rozwijających się pozwala jednak zrozumieć, że do szczęścia faktycznie nie potrzeba wiele.
Siedem lat temu po raz pierwszy zetknęłam się z samodzielnym podróżowaniem, kiedy z rodzicami na własną rękę polecieliśmy na Filipiny. Trudno było nam pojąć tricycle (pojazd składający się z motocykla i dołączonej do niego kabiny pasażerskiej), ten pełen chaosu nieporządek i sytuacje, gdy utknęliśmy w miasteczku z powodu zalanej drogi dojazdowej lub zerwanego mostu. Jednak wszystkie te rzeczy, pozwalające nam żyć codziennością lokalnych mieszkańców, stworzyły niepowtarzalne wspomnienia, które nie pozwoliły nam już wrócić do zorganizowanych wycieczek. Po Filipinach pojawiły się inne kraje, ale to właśnie z tych pełnych chaosu wyniosłam najwięcej. Wiele osób obawia się ubóstwa, które często wiąże się z niebezpieczeństwem i dyskomfortem wynikającymi z braku odpowiedniej infrastruktury lub wysokiego wskaźnika przestępczości. Jednak, jak zrozumieliśmy, różnice te nie są tak dotkliwe, jak początkowo mogą się wydawać, a z czasem można się do nich nawet przyzwyczaić. Co więcej, to właśnie od ludzi, którzy sami mają niewiele, często dostaniemy najwięcej.
Zamykanie się w czterech ścianach hotelu odbiera szansę na doświadczenie niezwykłej różnorodności, jaką oferuje świat. Przemieszczanie się w pośpiechu z punktu A do punktu B nie daje przestrzeni na zatrzymanie się, docenienie otaczającej nas różnorodności i nawiązanie prawdziwych relacji – zarówno z innymi backpackerami, jak i z lokalnymi mieszkańcami. Backpacking to coś więcej niż sposób podróżowania. Pozwala nie tylko odkrywać świat, ale i lepiej poznać samego siebie. Pcha nas do wyjścia ze swojej strefy komfortu i otwarcia się na nowych ludzi oraz ich kultury. To wspaniała aktywność, która zmusza nas do rozwijania samodzielności i odporności na stres, wynikający z konfrontacji z trudnościami, które z czasem uczymy się wartościować. Pokazuje, że prawdziwą wartość mają momenty, które przeżywamy, oraz ludzie, których spotykamy po drodze.





Leave a comment